Święte męczennice Perpetua i Felicyta
7 marca – wspomnienie dodatkowe
Perpetua i Felicyta poniosły męczeństwo w Kartaginie w roku 203 w czasie prześladowania Septymiusza Sewera (145-211). Dokładny opis ich śmierci został sporządzony przez współczesnych.
Modlitwa
Panie, nasz Boże, święte męczennice Perpetua i Felicyta w Twojej miłości znalazły moc do przeciwstawienia się prześladowcom i zniesienia męczeńskiej śmierci, † spraw przez ich modlitwy, * abyśmy stale wzrastali w miłości ku Tobie. Przez naszego Pana Jezusa Chrystusa, Twojego Syna, † który z Tobą żyje i króluje w jedności Ducha Świętego, * Bóg, przez wszystkie wieki wieków.
Z opisu męczeństwa świętych męczenników z Kartaginy
Wezwani i wybrani do chwały Pana
Zaświtał zwycięski dzień męczenników i wyszli z więzienia na arenę jakby do nieba, z pogodnym i promiennym obliczem, a jeśli drżący - to z radości, a nie z lęku.
Najpierw rzucona została Perpetua i upadła na wznak, potem wstała, a kiedy zobaczyła leżącą Felicytę, pobiegła, i podawszy jej rękę, pomogła jej się podnieść. I tak obydwie razem stanęły. Zawziętość tłumu zmalała i zaprowadzono ją z powrotem do bramy Sanawiwaryjskiej. Tam zajął się nią pewien katechumen imieniem Rustyk. Ona zaś, jakby budząc się ze snu (do tego stopnia pozostawała w ekstatycznym uniesieniu) i rozglądając się dokoła, rzekła ku zdumieniu wszystkich: "Kiedyż wreszcie zostaniemy wydane na pastwę owej, tak zapowiadanej, dzikiej krowy?" A gdy jej powiedziano, że to się już stało, nie chciała wierzyć, dopóki nie ujrzała śladów na swoich szatach i ciele. Wtedy wezwawszy swojego brata oraz tamtego katechumena, przemówiła do nich słowami: "Wytrwajcie w wierze i miłujcie się wszyscy nawzajem, a nie załamujcie się naszymi cierpieniami".
Również przy innej bramie Satur dodawał otuchy żołnierzowi Pudensowi: "Ja właściwie, jak to przeczuwałem i zapowiadałem, aż dotąd nie ucierpiałem jeszcze od dzikiego zwierza. Ale teraz bądź pewien: oto wychodzę naprzeciw lamparta i jednym jego uderzeniem zostanę zabity". I rzeczywiście, pod koniec widowiska został rzucony lampartowi. Od pierwszego uderzenia broczył krwią tak obficie, iż wszyscy zebrani dawali świadectwo temu drugiemu chrztowi, wołając: "Zbawiennego chrztu, zbawiennego chrztu". Bez wątpienia, zbawiony został ten, który tak został ochrzczony.
On zaś zwrócił się do żołnierza Pudensa ze słowami: "Żegnaj i pamiętaj o wierze i o mnie; a to, co widzisz, niech nie zachwieje tobą, lecz cię umocni". Wziął też obrączkę, którą tamten nosił na palcu, a umoczywszy ją we krwi płynącej z rany, oddał na pamiątkę, znak i świadectwo męczeństwa. I już bezwładnego ułożono go wraz z innymi, aby ich dobić na wyznaczonym miejscu.
Ale ponieważ tłum chciał ich mieć na arenie, by móc nasycić oczy widokiem zadawanej śmierci, oni się sami podnieśli i przeszli tam, gdzie chciała ich ujrzeć widownia. A przedtem uścisnęli się wzajemnie, by dokonać męczeństwa uroczystym pocałunkiem pokoju.
Pozostali w milczeniu i nie poruszając się przyjęli śmiertelne razy. Zwłaszcza Satur, który w wizji Perpetuy pierwszy wstąpił i czekał na nią, pierwszy oddał ducha. Ona zaś, aby nie być pozbawioną bólu, uderzona w bok, jęknęła, po czym sama skierowała ku swej krtani niewprawną rękę początkującego gladiatora. Zapewne, niewiasta tej miary nie mogła zginąć inaczej, jak dobrowolnie, bo i duch nieczysty jej się lękał.
O niezłomni i błogosławieni męczennicy! Prawdziwie wezwani i powołani do chwały Pana naszego, Jezusa Chrystusa.
LG II, str. 1277. Rozdz. 18. 20-21.